Kiedy byłam mała uwielbiałam domowe eksperymenty chemiczne i doświadczenia fizyczne. Wiązało się to nie tylko z tym, że były ciekawe same w sobie, ale również z tym, że zazwyczaj robiłam je razem z Tatą. Pozostały mi ciepłe wspomnienia i ciekawość świata. Mam nadzieję, że A. będzie miło pamiętać nasze wspólne chwile.
Dziś w naszym domu pojawił się wulkan tryskający czerwoną lawą.
Myślę, że każdy kiedyś robił, albo przynajmniej słyszał o tym, w jaki sposób można zrobić taki "wulkan". Dla przypomnienia jednak napiszę, co jest potrzebne:
butelka
spora miska
ocet (i pojemnik z dzióbkiem, aby ułatwić sobie wlewanie, np. dzbanek, albo miarka do mąki)
soda
barwnik/farba (opcjonalnie)
Do miski wstawiłyśmy butelkę, a następnie wlałyśmy do niej nieco czerwonej farby i nasypałyśmy sporo sody (myślę, że jakieś 3 łyżki). Potem wlałyśmy ocet do dzbanka i A. rozpoczęła zalewanie sody octem. Nasza "lawa", początkowo biała, a potem czerwona, syczała, skwierczała i szybko wylewała się z butelki. Dlatego też do całej zabawy zużyłyśmy w sumie 2 butelki octu i prawie całe opakowanie sody. Efekt był hipnotyzujący. Choć nieco śmierdzący. ;)
U podnóża wulkanu "lawa" jeszcze długo po wylaniu się z butelki syczała.
Cieszę się, że mam to wszystko na zdjęciach, że robię ich mnóstwo, łapię chwile, ulotne momenty. Będzie pamiątka dla mnie, dla Niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz